Podeszłam do niego i natychmiast wyrwałam mu niedopalonego papierosa z rąk. Spojrzał na mnie jakbym co najmniej zabiła mu matkę.
- To jest mój miesiąc miodowy i przebywasz tu na moich warunkach - oświadczyłam groźnym tonem. - W tym apartamencie nikt nie będzie palił papierosów - warknęłam i wzięłam papierosa do ust. Zaciągnęłam się, nachyliłam się lekko nad nim i wypuściłam dym prosto w jego twarz - oprócz mnie.
Rozejrzałam się po pomieszczeniu kilka razy aż spotkałam jego czekoladowy, pozornie niewinny wzrok, który chwilę później oplatał moje ciało od góry do dołu robiąc sobie przystanki w najlepszych miejscach.
Spojrzałam na niego poważnie i podniosłam jego podbródek ku górze aby mieć pewność, że patrzy mi w oczy, a nie jeździ po różnych zakamarkach mojej figury. Nie mógł się tam zapuszczać, tam było bardzo niebezpiecznie.
- I jeśli myślisz, że ujdzie ci to na sucho... - użyłam swojego władczego, pociągającego tonu - grubo się mylisz. Zemszczę się.
Wyrzuciłam peta przez okno nie myśląc o tym, że mógłby wpaść do okna lokatorów obok, podpalić firanki i wszyscy by zginęli.
- A teraz złaź z łóżka! - wrzasnęłam.
Szatyn z lekkim zawahaniem opuścił wielkie, miękkie łóżko i usiadł na fotelu obok. Spojrzał na mnie nieobecnym wzrokiem.
- W takim razie będę spał na kanapie - mruknął zakładając ręce na klatce piersiowej.
Był obrażony? Nie miał o co. To on zaczął, ale nie on musiał biegać po mieście półnago.
Wstałam i sięgnęłam po czarną walizę, która stała naprzeciw łóżka. Otworzyłam ją i zaczęłam przeszukiwać w odnalezieniu czegoś co mogłabym użyć.
- Przepraszam bardzo, laleczko, ale co ty robisz? - spytał wwiercając we mnie zdziwiony wzrok.
Nie odpowiedziałam. Milczenie było poniekąd karą dla niego. Ale to tylko malutki odłamek.
- Dowiem się w końcu czego, do kurwy jasnej, szukasz? - warknął.
- Ubrań - powiedziałam bez skrępowania. - Nie będę chodzić tak - wskazałam na mój "strój".
- Mnie się podoba - mruknął i wyczułam na swoich plecach jego łobuzerski uśmiech.
- Sory, ale nie mam ochoty robić striptizu dla ubogich - posłałam mu swój rozbawiony wzrok.
Wyciągnęłam z walizki czarne dżinsy i dosyć dużą, dresową bluzę z napisem, którego nie rozumiałam, gdyż był w jakimś dziwnym, nieznanym mi języku. Wbiłam się w spodnie i z przerażeniem spojrzałam na swoje nogi.
- Leżą na mnie idealnie - pisnęłam rozgoryczona.
Kolejny raz przeskanowałam swoje uda i łzy wezbrały się w moich oczach.
- Albo ty jesteś taki chudy, albo ja... - wielka gula stanęła mi w gardle i nie zdołałam wydobyć z siebie ani słowa więcej.
Nie chciałam tego wiedzieć. Nie chciałam nawet myśleć o tym, że naprawdę mogę być... większa.
- To przez to grube dupsko - odparł bez zawahania.
Chyba zobaczył smutek w mych oczach, mruknął coś niewyraźnego pod nosem i odezwał się imitując śmiech.
- Żartuje, to ja mam strasznie chude nogi - uśmiechnął się słodko.
O co to to nie, mnie na ten uśmiech nie nabierzesz, Malik.
Gdy już byłam pewna, że moja pupa jednak świetnie wygląda w tych dżinsach włożyłam na siebie o dużo za dużą bluzę.
- Jak wyglądam? - spytałam się chłopaka, który chwilowo oderwał się od swojej pasjonującego zajęcia jakim było grzebanie sobie w kieszeniach i spojrzał na mnie. Gdy tylko mi się przypatrzył wybuchnął niepohamowanym śmiechem.
- Coś nie tak?
- Nie nic - powiedział powstrzymując śmiech. - Tylko to, że masz na sobie bluzę z napisem "Lubię cipki" - ponownie usłyszałam jego głośny rechot.
Nie mogłam pohamować wielkiego rumieńca, który wkradł się na moją twarz. Musiałam wyglądać strasznie głupio.
- Mam na co dzień trzy zwariowane idiotki to chyba oznacza, że muszę lubić te głupie cipy - zaśmiałam się cicho, a rumieniec wciąż nie schodził z mojej twarzy.
- W takim razie będę spał na kanapie - mruknął zakładając ręce na klatce piersiowej.
Był obrażony? Nie miał o co. To on zaczął, ale nie on musiał biegać po mieście półnago.
Wstałam i sięgnęłam po czarną walizę, która stała naprzeciw łóżka. Otworzyłam ją i zaczęłam przeszukiwać w odnalezieniu czegoś co mogłabym użyć.
- Przepraszam bardzo, laleczko, ale co ty robisz? - spytał wwiercając we mnie zdziwiony wzrok.
Nie odpowiedziałam. Milczenie było poniekąd karą dla niego. Ale to tylko malutki odłamek.
- Dowiem się w końcu czego, do kurwy jasnej, szukasz? - warknął.
- Ubrań - powiedziałam bez skrępowania. - Nie będę chodzić tak - wskazałam na mój "strój".
- Mnie się podoba - mruknął i wyczułam na swoich plecach jego łobuzerski uśmiech.
- Sory, ale nie mam ochoty robić striptizu dla ubogich - posłałam mu swój rozbawiony wzrok.
Wyciągnęłam z walizki czarne dżinsy i dosyć dużą, dresową bluzę z napisem, którego nie rozumiałam, gdyż był w jakimś dziwnym, nieznanym mi języku. Wbiłam się w spodnie i z przerażeniem spojrzałam na swoje nogi.
- Leżą na mnie idealnie - pisnęłam rozgoryczona.
Kolejny raz przeskanowałam swoje uda i łzy wezbrały się w moich oczach.
- Albo ty jesteś taki chudy, albo ja... - wielka gula stanęła mi w gardle i nie zdołałam wydobyć z siebie ani słowa więcej.
Nie chciałam tego wiedzieć. Nie chciałam nawet myśleć o tym, że naprawdę mogę być... większa.
- To przez to grube dupsko - odparł bez zawahania.
Chyba zobaczył smutek w mych oczach, mruknął coś niewyraźnego pod nosem i odezwał się imitując śmiech.
- Żartuje, to ja mam strasznie chude nogi - uśmiechnął się słodko.
O co to to nie, mnie na ten uśmiech nie nabierzesz, Malik.
Gdy już byłam pewna, że moja pupa jednak świetnie wygląda w tych dżinsach włożyłam na siebie o dużo za dużą bluzę.
- Jak wyglądam? - spytałam się chłopaka, który chwilowo oderwał się od swojej pasjonującego zajęcia jakim było grzebanie sobie w kieszeniach i spojrzał na mnie. Gdy tylko mi się przypatrzył wybuchnął niepohamowanym śmiechem.
- Coś nie tak?
- Nie nic - powiedział powstrzymując śmiech. - Tylko to, że masz na sobie bluzę z napisem "Lubię cipki" - ponownie usłyszałam jego głośny rechot.
Nie mogłam pohamować wielkiego rumieńca, który wkradł się na moją twarz. Musiałam wyglądać strasznie głupio.
- Mam na co dzień trzy zwariowane idiotki to chyba oznacza, że muszę lubić te głupie cipy - zaśmiałam się cicho, a rumieniec wciąż nie schodził z mojej twarzy.
- Czyli jeśli ja jestem w boysbandzie to oznacza, że lubię...
- Dokładnie tak - odparłam bez zawahania. - Oczywiście w taki przyjacielski sposób - wytłumaczyłam szybko. - Chyba lubisz tych kutasów?
- Lubie każdego z tych kutasów - odparł śmiejąc się.
Na pewno jest gejem - podpowiedział mój mózg i chyba się z nim zgadzałam.
***
Wygodnie ułożyłam się na hotelowym łóżku z uśmiechem przyglądając się jak Zayn kręci się na twardej kanapie. Miał to na co zasłużył. Od początku powinien wiedzieć, że z Perdzią się nie zadziera inaczej jest się przegranym na starcie.
Już miałam zasypiać, ale głupie myśli przypomniały mi o swoim istnieniu. Akurat nocą zachciało im się rozmawiać. No kurczę, czy one nie miały lepszych momentów? Na przykład kilka lat temu na sprawdzianie z matematyki? Wtedy siedziały cicho mamrocząc pod nosem ciche "tego nas nie uczyłaś Pezz".
To niesamowite, że już w pierwszym dniu stałaś się złodziejką i zawodową sprinterką! - pisnęła jedna z tych najgłupszych myśli, która czasem przypominała mi malutką Leigh. Minął dopiero dzień, a ja już tak bardzo tęskniłam za moimi przyjaciółkami. Od dłuższego czasu nie rozstawaliśmy się ani na chwilę, a miałam nie widzieć ich jeszcze dłużej.
Nagle zachciało mi się siku. Prędko wyskoczyłam z łóżka i pognałam do toalety przewracając się o walizkę Zayna.
Czy ta wielka waliza zawsze musiała być pod moimi nogami?
Załatwiałam swoją potrzebę jeszcze raz dobrze przyglądając się łazience.
Była tam ogromna wanna, mały zlew z dosyć szerokim lustrem, półeczki na kosmetyki i pralka.
- Żebym chociaż umiała się nią posługiwać...
No właśnie! Nie umiem się nią posługiwać i to nawet lepiej... Czas zemsty właśnie nadszedł.
Prędko podreptałam w stronę czarnego obiektu mieszczącego się koło kanapy i nie wiem jak to mogło się stać, ale nie zauważyłam go i po raz kolejny się o niego wywaliłam.
Mruknęłam pod nosem kilka przekleństw... i jak się okazało o kilka za dużo...
Zayn zaczął się wiercić na sofie i mamrotać coś pod nosem.
- Co się dzieje?
Spanikowałam. Z bezradności zaczęłam nucić powszechnie znaną piosenkę we własnej aranżacji.
- Aaa kotki dwa, jeden sika drugi sra... - palnęłam.
- Ale ja nie chce ich podglądać - powiedział nieświadomie.
Biedaczek wciąż przebywał w śnie.
- Aaa, jeśli nie zaśniesz mama kotków będzie zła - wydukałam.
- Dobrze, mamo, jestem grzeczny.
Chłopak zmrużył oczy i ponownie zasnął, mogłam odetchnąć z ulgą, jednak nie za głośno, bo mógłby znów się zbudzić.
Otworzyłam po cichu walizkę, wyjęłam z niej wszystkie ciuchy i pognałam do łazienki. Włożyłam wszystkie ciuchy do pralki wraz z seksowną różową koszulką. Wsypałam proszek do prania i prawdopodobnie płyn do płukania i poprzyciskałam różne, kolorowe guziczki. Po chwili pralka zaczęła swoją pracę, a ja przyglądałam się temu z uśmiechem na ustach.
Po chwili postanowiłam wreszcie się położyć.
Usnęłam przy cudownym dźwięku pralki.
***
- Co do kurwy?! - usłyszałam czyjeś wrzaski.
- Andrew, nie wydzieraj się z rana - mruknęłam zakrywając się kołdrą.
- Żaden Adrew! - krzyknął głośniej. - Co zrobiłaś z moimi rzeczami?!
Poczułam jak jakaś niezidentyfikowana ciecz kapie na moją twarz.
Otworzyłam oczy i wiedziałam, że popełniłam błąd robiąc to , gdyż nade mną zobaczyłam rozwścieczonego Zayna trzymającego w górze różowe slipki, które wydaje mi się, że poprzedniego dnia były jeszcze czarne.
- Wyprałam. - Posłałam mu uśmiech. - A przy okazji zemściłam się.
- Ty suko - warknął.
- Nawzajem, patafianie. Co zrobiłeś mi na śniadanie? - spytałam słodkim głosem.
- To chyba jakaś parodia - zaśmiał się gorzko.
- Nie zrobiłeś śniadania? Andrew zawsze mi robił - powiedziałam ze zdziwieniem.
- Tutaj nikt nie będzie robił ci śniadania, lala - mruknął rozstrojony.
- Bo? - Brnęłam w zaparte.
Chciałam dostać na tacy śniadanie! Za wszelką cenę!
- Bo...
- Bo śniadanie mamy na parterze! - Informacja wjechała niczym pociąg do mojego mózgu. - Dzięki, że mi przypomniałeś.
- Wolałbym żebyś zdechła z głodu - mruknął pod nosem, myśląc, że zapewne nie usłyszę.
- Co?
- Mówiłem, że wolałbym żebyś zdechła z głodu. - Uśmiechnął się fałszywie.
- Dobrze słyszałam co mówiłeś - warknęłam.
- To po co się pytasz?
- Chciałam żebyś zmienił zdanie. - Uśmiechnęłam się pod nosem. - To co? Idziemy Adrew? - spytałam, ale zdałam sobie sprawę, że mój rozmówca nie ma tak na imię. - To znaczy Zac...
- Zayn - poprawił mnie.
- Całkiem wypadło mi z głowy.
- Nic się nie stało, Patricia - mruknął. - Nie, zaraz... Pauline? Penelope?
- Perrie - warknęłam, a ten tylko puścił mi oczko.
- Obojętnie, jeden pies...
- Nie obrażaj psów! - uniosłam się. - Musimy iść w tej chwili na śniadanie! Inaczej mój brzuch wybuchnie jak wulkan i cię zjem.
- Nie mam w czym pójść, wszystkie moje rzeczy są różowe - wymamrotał niewyraźnie.
- I tak czy tak wychodzimy. Jak nie na śniadanie to na zakupy - pisnęłam entuzjastycznie.
Szatyn tylko spojrzał na mnie z politowaniem.
- A teraz ruszaj swoje cztery litery i idziemy na zakuping! - wykrzyknęłam.
***
- Te spodnie będą idealnie opinać twoją gejowską pupcię - powiedziałam oglądając kolejne dżinsy.
- Za to na ciebie byłyby za małe. - Uśmiechnął się.
Jak na damę przystało zignorowałam jego niegrzeczną uwagę.
- Czerwona czy czarna czy biała? - Wskazałam na trzy sukienki.
- Czarna - powiedział obojętnie.
- Więc wezmę czerwoną i białą.
Chłopak tylko skrzywił się i wszedł do przebieralni.
- Hej koleżko, daj mi swój portfel i najlepiej telefon, nie chcę żebyś wywinął jakiegoś numeru, a później go żałował.
- Niczego nie przymierzasz?
- Żartujesz sobie? Przez ciebie już nigdy nie wejdę do przebieralni - mruknęłam. - Wezmę tylko te rzeczy, które są w moim rozmiarze, ale będzie ich naprawdę sporo, Zaynie Maliku. - Uśmiechnęłam się pod nosem. - A teraz portfelik i telefonik.
Chłopak posłusznie oddał mi swoje rzeczy, zdziwiłam się, że aż to poszło.
Wybrałam kilkanaście par spodni w moim rozmiarze, koszulki, bluzki, dwie pary bikini, buty, spó oraz bieliznę i sukienki i nie przymierzając ich poszłam od razu do kasy, gdzie kasjerka zbadała mnie dziwnym wzrokiem.
- Mam traumę - odezwałam się. - Nie lubię ciasnych pomieszczeń - powiedziałam prawie szeptem, a kobieta tylko miło się uśmiechnęła i wróciła do przeglądania jakichś błyskotek.
Dopiero po chwili zorientowałam się, że mogła mnie nie zrozumieć. Po jakim języku mówili w tym kraju? Nigdy nie musiałam niczego załatwiać, wszystko miałam na wyciągnięcie ręki.
Wyszłam ze sklepu obładowana torbami. Stwierdziłam, że w takich momentach przydałby się taki Andrew, który był posłuszny jak piesek albo Zayn, co prawda mniej posłuszny, ale wciąż to facet. A od czego są faceci? Oczywiście, że od dźwigania ciężkich toreb.
- Dokładnie tak - odparłam bez zawahania. - Oczywiście w taki przyjacielski sposób - wytłumaczyłam szybko. - Chyba lubisz tych kutasów?
- Lubie każdego z tych kutasów - odparł śmiejąc się.
Na pewno jest gejem - podpowiedział mój mózg i chyba się z nim zgadzałam.
***
Wygodnie ułożyłam się na hotelowym łóżku z uśmiechem przyglądając się jak Zayn kręci się na twardej kanapie. Miał to na co zasłużył. Od początku powinien wiedzieć, że z Perdzią się nie zadziera inaczej jest się przegranym na starcie.
Już miałam zasypiać, ale głupie myśli przypomniały mi o swoim istnieniu. Akurat nocą zachciało im się rozmawiać. No kurczę, czy one nie miały lepszych momentów? Na przykład kilka lat temu na sprawdzianie z matematyki? Wtedy siedziały cicho mamrocząc pod nosem ciche "tego nas nie uczyłaś Pezz".
To niesamowite, że już w pierwszym dniu stałaś się złodziejką i zawodową sprinterką! - pisnęła jedna z tych najgłupszych myśli, która czasem przypominała mi malutką Leigh. Minął dopiero dzień, a ja już tak bardzo tęskniłam za moimi przyjaciółkami. Od dłuższego czasu nie rozstawaliśmy się ani na chwilę, a miałam nie widzieć ich jeszcze dłużej.
Nagle zachciało mi się siku. Prędko wyskoczyłam z łóżka i pognałam do toalety przewracając się o walizkę Zayna.
Czy ta wielka waliza zawsze musiała być pod moimi nogami?
Załatwiałam swoją potrzebę jeszcze raz dobrze przyglądając się łazience.
Była tam ogromna wanna, mały zlew z dosyć szerokim lustrem, półeczki na kosmetyki i pralka.
- Żebym chociaż umiała się nią posługiwać...
No właśnie! Nie umiem się nią posługiwać i to nawet lepiej... Czas zemsty właśnie nadszedł.
Prędko podreptałam w stronę czarnego obiektu mieszczącego się koło kanapy i nie wiem jak to mogło się stać, ale nie zauważyłam go i po raz kolejny się o niego wywaliłam.
Mruknęłam pod nosem kilka przekleństw... i jak się okazało o kilka za dużo...
Zayn zaczął się wiercić na sofie i mamrotać coś pod nosem.
- Co się dzieje?
Spanikowałam. Z bezradności zaczęłam nucić powszechnie znaną piosenkę we własnej aranżacji.
- Aaa kotki dwa, jeden sika drugi sra... - palnęłam.
- Ale ja nie chce ich podglądać - powiedział nieświadomie.
Biedaczek wciąż przebywał w śnie.
- Aaa, jeśli nie zaśniesz mama kotków będzie zła - wydukałam.
- Dobrze, mamo, jestem grzeczny.
Chłopak zmrużył oczy i ponownie zasnął, mogłam odetchnąć z ulgą, jednak nie za głośno, bo mógłby znów się zbudzić.
Otworzyłam po cichu walizkę, wyjęłam z niej wszystkie ciuchy i pognałam do łazienki. Włożyłam wszystkie ciuchy do pralki wraz z seksowną różową koszulką. Wsypałam proszek do prania i prawdopodobnie płyn do płukania i poprzyciskałam różne, kolorowe guziczki. Po chwili pralka zaczęła swoją pracę, a ja przyglądałam się temu z uśmiechem na ustach.
Po chwili postanowiłam wreszcie się położyć.
Usnęłam przy cudownym dźwięku pralki.
***
- Co do kurwy?! - usłyszałam czyjeś wrzaski.
- Andrew, nie wydzieraj się z rana - mruknęłam zakrywając się kołdrą.
- Żaden Adrew! - krzyknął głośniej. - Co zrobiłaś z moimi rzeczami?!
Poczułam jak jakaś niezidentyfikowana ciecz kapie na moją twarz.
Otworzyłam oczy i wiedziałam, że popełniłam błąd robiąc to , gdyż nade mną zobaczyłam rozwścieczonego Zayna trzymającego w górze różowe slipki, które wydaje mi się, że poprzedniego dnia były jeszcze czarne.
- Wyprałam. - Posłałam mu uśmiech. - A przy okazji zemściłam się.
- Ty suko - warknął.
- Nawzajem, patafianie. Co zrobiłeś mi na śniadanie? - spytałam słodkim głosem.
- To chyba jakaś parodia - zaśmiał się gorzko.
- Nie zrobiłeś śniadania? Andrew zawsze mi robił - powiedziałam ze zdziwieniem.
- Tutaj nikt nie będzie robił ci śniadania, lala - mruknął rozstrojony.
- Bo? - Brnęłam w zaparte.
Chciałam dostać na tacy śniadanie! Za wszelką cenę!
- Bo...
- Bo śniadanie mamy na parterze! - Informacja wjechała niczym pociąg do mojego mózgu. - Dzięki, że mi przypomniałeś.
- Wolałbym żebyś zdechła z głodu - mruknął pod nosem, myśląc, że zapewne nie usłyszę.
- Co?
- Mówiłem, że wolałbym żebyś zdechła z głodu. - Uśmiechnął się fałszywie.
- Dobrze słyszałam co mówiłeś - warknęłam.
- To po co się pytasz?
- Chciałam żebyś zmienił zdanie. - Uśmiechnęłam się pod nosem. - To co? Idziemy Adrew? - spytałam, ale zdałam sobie sprawę, że mój rozmówca nie ma tak na imię. - To znaczy Zac...
- Zayn - poprawił mnie.
- Całkiem wypadło mi z głowy.
- Nic się nie stało, Patricia - mruknął. - Nie, zaraz... Pauline? Penelope?
- Perrie - warknęłam, a ten tylko puścił mi oczko.
- Obojętnie, jeden pies...
- Nie obrażaj psów! - uniosłam się. - Musimy iść w tej chwili na śniadanie! Inaczej mój brzuch wybuchnie jak wulkan i cię zjem.
- Nie mam w czym pójść, wszystkie moje rzeczy są różowe - wymamrotał niewyraźnie.
- I tak czy tak wychodzimy. Jak nie na śniadanie to na zakupy - pisnęłam entuzjastycznie.
Szatyn tylko spojrzał na mnie z politowaniem.
- A teraz ruszaj swoje cztery litery i idziemy na zakuping! - wykrzyknęłam.
***
- Te spodnie będą idealnie opinać twoją gejowską pupcię - powiedziałam oglądając kolejne dżinsy.
- Za to na ciebie byłyby za małe. - Uśmiechnął się.
Jak na damę przystało zignorowałam jego niegrzeczną uwagę.
- Czerwona czy czarna czy biała? - Wskazałam na trzy sukienki.
- Czarna - powiedział obojętnie.
- Więc wezmę czerwoną i białą.
Chłopak tylko skrzywił się i wszedł do przebieralni.
- Hej koleżko, daj mi swój portfel i najlepiej telefon, nie chcę żebyś wywinął jakiegoś numeru, a później go żałował.
- Niczego nie przymierzasz?
- Żartujesz sobie? Przez ciebie już nigdy nie wejdę do przebieralni - mruknęłam. - Wezmę tylko te rzeczy, które są w moim rozmiarze, ale będzie ich naprawdę sporo, Zaynie Maliku. - Uśmiechnęłam się pod nosem. - A teraz portfelik i telefonik.
Chłopak posłusznie oddał mi swoje rzeczy, zdziwiłam się, że aż to poszło.
Wybrałam kilkanaście par spodni w moim rozmiarze, koszulki, bluzki, dwie pary bikini, buty, spó oraz bieliznę i sukienki i nie przymierzając ich poszłam od razu do kasy, gdzie kasjerka zbadała mnie dziwnym wzrokiem.
- Mam traumę - odezwałam się. - Nie lubię ciasnych pomieszczeń - powiedziałam prawie szeptem, a kobieta tylko miło się uśmiechnęła i wróciła do przeglądania jakichś błyskotek.
Dopiero po chwili zorientowałam się, że mogła mnie nie zrozumieć. Po jakim języku mówili w tym kraju? Nigdy nie musiałam niczego załatwiać, wszystko miałam na wyciągnięcie ręki.
Wyszłam ze sklepu obładowana torbami. Stwierdziłam, że w takich momentach przydałby się taki Andrew, który był posłuszny jak piesek albo Zayn, co prawda mniej posłuszny, ale wciąż to facet. A od czego są faceci? Oczywiście, że od dźwigania ciężkich toreb.
Moim planem było upokorzyć tego patafiana przy innych, tak jak on zrobił to ze mną. Chciał wojny? Ależ proszę bardzo, tylko od początku powinien wiedzieć, że z Perdzią się nie zadziera. O nie, nie. Mój kochaniutki już nigdy nie zazna spokoju.
Wystarczy wiedzieć o nim kilka rzeczy... że jest sławny, że nie zna drogi do hotelu, że nie ma przy sobie pieniędzy ani telefonu. To wystarczy. Tak niewiele ani można zdziałać tak wielkie rzeczy!
Spostrzegłam grupkę dziewczyn stojących przede mną.
Z dumą podeszłam do nich, a gdy się odwróciłam i spojrzałam za siebie zauważyłam rozzłoszczonego, idącego w moją stronę szatyna.
- Spójrzcie! Tam jest Zayn Malik! - krzyknęłam, a dziewczyny zareagowały piskiem.
Jednak nie wszytko poszło tak jak tego chciałam...
- To Perrie! - wrzasnęła jedna z nich. - Przyjechała tutaj na swój miesiąc miodowy! - zawyła.
Poczułam na sobie masę dziewczęcych spojrzeń.
Przełknęłam gulę w gardle i...
- Oho, komuś tu nie wyszło - powiedział głos, który najmniej chciałam w tamtym momencie usłyszeć.
- Spieprzaj stąd, złamasie - warknęła blondynka o jasnoniebieskich oczach, takich jak moje. Nie wyglądała na niegrzeczną dziewczynkę.
Poczułam dumę, nasze fanki były najlepszymi dziewczynami na całej kuli ziemskiej. Najcwańsze, najodważniejsze, najmądrzejsze i najpiękniejsze. Nie raz się zdziwiłam.
- Słyszałeś ją? - zaśmiałam się. - Giniesz, skarbie.
- Że niby dziewczyny mają mnie pokonać? - prychnął.
- Chyba was obraził - szepnęłam, a one wręcz wyrywały się żeby coś mu zrobić.
- Dobra idę - odpuścił wreszcie. - Tylko daj mi mój portfel, pójdę kupić sobie cokolwiek - odparł zrezygnowany.
- Dobrze, przecież nie będę się szwendać z łachudrą i na dodatek ubraną jak wieśniak - zaśmiałam się, a fanki mi zawtórowały. - To kto chcę zdjęcie i autograf? - spytałam zadzierając rękawy za dużej bluzy.
- Ja! - odkrzyknęły.
***
- Dziś był piękny dzień - westchnęłam.
Z wycieńczeniem, ale uśmiechem na ustach opadłam na łóżko, które oczarowało mnie swoją wygodą.
- Dla kogo dobry dla tego dobry - mruknął Zayn rzucając na podłogę torby z ubraniami z wielkim hukiem.
- Mógłbyś trochę uważać - warknęłam. - Tam są bardzo cenne rzeczy.
- Tam są bardzo ważne rzeczy, bla, bla, bla - przedrzeźniał mnie. - Zamknij się w końcu - burknął.
- Miliony ludzi marzy żeby usłyszeć mój głos na żywo, a ty tego nie doceniasz! - pisnęłam. - Jesteś okrutny, wiesz?!
- Lepiej stul tą swoją piękną, niewyparzoną mordkę i zrób coś pożytecznego.
- Może pranie? - Uśmiechnęłam się pod nosem.
O taaaaak, to było coś co wychodziło mi najlepiej. Ja o tym wiedziałam i on...
- Wszystko tylko nie pranie, błagam - wyjęczał. - Nie rób mi tego po raz kolejny, ty zła kobieto. Nie mogę stracić moich idealnych dżinsów i tej czerwonej koszuli.
- No wiesz co! Ja tu się wczuwam w perfekcyjną panią domu, a ty tak po prostu nie dajesz mi się spełniać - fuknęłam. - Nigdy nawet nie robiłam prania - załkałam.
- I niech to się nie zmienia - mruknął pod nosem.
Skrzywiłam się.
Czy on uważał, że nie nadaję się na typową żonę i matkę? I mówił mi to tak prosto w oczy? Po tym co razem przeszliśmy...
No i co z tego, że nic razem nie przeszliśmy! Sam fakt, że o tym pomyślał jest przykry.
Już miałam dowalić Zaynowi jakąś ripostą, której nie wstydziłaby się sama królowa Elżbieta, ale w tym samym czasie po mieszkaniu zaczęła rozbrzmiewać irytująca melodyjka, która nie była piosenką Little Mix.
- Halo? - odezwał się przykładając do ucha telefon wielkości wszystkich telefonów moich przyjaciółek razem wziętych.
Czy to oznaczało, że jesteśmy biedne?
- Co?! Mów spokojniej - uciszył swojego rozmówcę. - To Niall - powiedział do mnie.
- Kto to jest Niall?
- Członek najlepszego zespołu na świecie - odparł dumny.
- Ale nie przypominam sobie żeby był w Little Mix.
Roześmiałam się, gdyż mina Zayna wyrażała więcej niż tysiąc słów.
Znów udało mi się go zgasić jak papierosa, którego palił tego samego dnia. Zastanawiało mnie ile jeszcze porażek jest w stanie znieść... Pięć, dziesięć... a może chce żeby całe jego życie było porażką? Jestem w stanie mu to zagwarantować, wystarczy jedno słowo...
- I jakaś Jade - mruknął tępo wgapiając się w ścianę przed sobą.
Takie są skutki przegranej. Otępienie, zbyt częste oddawanie moczu i wiele, wiele innych.
- Ją kojarzę - powiedziałam. - Daj ten telefon. - Wyrwałam szatynowi urządzenie z ręki.
- Jade, to ty?
- Perrie, jak się cieszę, że cie słyszę! - krzyknęła tak, że odruchowo odsunęłam słuchawkę od ucha. - Jest problem! Nie wiem jak ona w ogóle wpadła na taki głupi pomysł! Przecież to nienormalne! Chore! Po prostu to jakieś wariactwo! - mówiła szybko i niezrozumiale.
Nie rozumiałam o co może chodzić. Zawsze bełkotała, gdy była przestraszona albo bardzo się śpieszyła.
- Skarbie, uspokój się i do rzeczy - poleciłam jej.
Usłyszałam tylko jak przełyka ślinę i przygotowuje się do wypowiedzi mrucząc coś pod nosem.
- Twoja matka leci do Grecji!
_____________________________________________
Ech, no i jakby to tu wyjaśnić...
Jest blog, jest historia, jest momentami śmiesznie, ale wydaje mi się, że na razie nie jestem w stanie prowadzić tego ff... Nie żebym miała jakiegoś życiowego doła, ale nie mam chęci do jego kontynuowania.
Fabuła strasznie mi się podoba i na pewno kiedyś wrócę do tego opowiadania, ale jak na razie tyle jestem w stanie napisać.
A no i przyczyniło się też do tego małe zainteresowanie Honeymoon. Znacznie większą liczbę wyświetleń i obserwatorów miałam na Cripple.
Na razie robię sobie przerwę tak jak 1D, a potem wrócę w wielkim stylu mam nadzieję:)
Do zobaczenia.
Wystarczy wiedzieć o nim kilka rzeczy... że jest sławny, że nie zna drogi do hotelu, że nie ma przy sobie pieniędzy ani telefonu. To wystarczy. Tak niewiele ani można zdziałać tak wielkie rzeczy!
Spostrzegłam grupkę dziewczyn stojących przede mną.
Z dumą podeszłam do nich, a gdy się odwróciłam i spojrzałam za siebie zauważyłam rozzłoszczonego, idącego w moją stronę szatyna.
- Spójrzcie! Tam jest Zayn Malik! - krzyknęłam, a dziewczyny zareagowały piskiem.
Jednak nie wszytko poszło tak jak tego chciałam...
- To Perrie! - wrzasnęła jedna z nich. - Przyjechała tutaj na swój miesiąc miodowy! - zawyła.
Poczułam na sobie masę dziewczęcych spojrzeń.
Przełknęłam gulę w gardle i...
- Oho, komuś tu nie wyszło - powiedział głos, który najmniej chciałam w tamtym momencie usłyszeć.
- Spieprzaj stąd, złamasie - warknęła blondynka o jasnoniebieskich oczach, takich jak moje. Nie wyglądała na niegrzeczną dziewczynkę.
Poczułam dumę, nasze fanki były najlepszymi dziewczynami na całej kuli ziemskiej. Najcwańsze, najodważniejsze, najmądrzejsze i najpiękniejsze. Nie raz się zdziwiłam.
- Słyszałeś ją? - zaśmiałam się. - Giniesz, skarbie.
- Że niby dziewczyny mają mnie pokonać? - prychnął.
- Chyba was obraził - szepnęłam, a one wręcz wyrywały się żeby coś mu zrobić.
- Dobra idę - odpuścił wreszcie. - Tylko daj mi mój portfel, pójdę kupić sobie cokolwiek - odparł zrezygnowany.
- Dobrze, przecież nie będę się szwendać z łachudrą i na dodatek ubraną jak wieśniak - zaśmiałam się, a fanki mi zawtórowały. - To kto chcę zdjęcie i autograf? - spytałam zadzierając rękawy za dużej bluzy.
- Ja! - odkrzyknęły.
***
- Dziś był piękny dzień - westchnęłam.
Z wycieńczeniem, ale uśmiechem na ustach opadłam na łóżko, które oczarowało mnie swoją wygodą.
- Dla kogo dobry dla tego dobry - mruknął Zayn rzucając na podłogę torby z ubraniami z wielkim hukiem.
- Mógłbyś trochę uważać - warknęłam. - Tam są bardzo cenne rzeczy.
- Tam są bardzo ważne rzeczy, bla, bla, bla - przedrzeźniał mnie. - Zamknij się w końcu - burknął.
- Miliony ludzi marzy żeby usłyszeć mój głos na żywo, a ty tego nie doceniasz! - pisnęłam. - Jesteś okrutny, wiesz?!
- Lepiej stul tą swoją piękną, niewyparzoną mordkę i zrób coś pożytecznego.
- Może pranie? - Uśmiechnęłam się pod nosem.
O taaaaak, to było coś co wychodziło mi najlepiej. Ja o tym wiedziałam i on...
- Wszystko tylko nie pranie, błagam - wyjęczał. - Nie rób mi tego po raz kolejny, ty zła kobieto. Nie mogę stracić moich idealnych dżinsów i tej czerwonej koszuli.
- No wiesz co! Ja tu się wczuwam w perfekcyjną panią domu, a ty tak po prostu nie dajesz mi się spełniać - fuknęłam. - Nigdy nawet nie robiłam prania - załkałam.
- I niech to się nie zmienia - mruknął pod nosem.
Skrzywiłam się.
Czy on uważał, że nie nadaję się na typową żonę i matkę? I mówił mi to tak prosto w oczy? Po tym co razem przeszliśmy...
No i co z tego, że nic razem nie przeszliśmy! Sam fakt, że o tym pomyślał jest przykry.
Już miałam dowalić Zaynowi jakąś ripostą, której nie wstydziłaby się sama królowa Elżbieta, ale w tym samym czasie po mieszkaniu zaczęła rozbrzmiewać irytująca melodyjka, która nie była piosenką Little Mix.
- Halo? - odezwał się przykładając do ucha telefon wielkości wszystkich telefonów moich przyjaciółek razem wziętych.
Czy to oznaczało, że jesteśmy biedne?
- Co?! Mów spokojniej - uciszył swojego rozmówcę. - To Niall - powiedział do mnie.
- Kto to jest Niall?
- Członek najlepszego zespołu na świecie - odparł dumny.
- Ale nie przypominam sobie żeby był w Little Mix.
Roześmiałam się, gdyż mina Zayna wyrażała więcej niż tysiąc słów.
Znów udało mi się go zgasić jak papierosa, którego palił tego samego dnia. Zastanawiało mnie ile jeszcze porażek jest w stanie znieść... Pięć, dziesięć... a może chce żeby całe jego życie było porażką? Jestem w stanie mu to zagwarantować, wystarczy jedno słowo...
- I jakaś Jade - mruknął tępo wgapiając się w ścianę przed sobą.
Takie są skutki przegranej. Otępienie, zbyt częste oddawanie moczu i wiele, wiele innych.
- Ją kojarzę - powiedziałam. - Daj ten telefon. - Wyrwałam szatynowi urządzenie z ręki.
- Jade, to ty?
- Perrie, jak się cieszę, że cie słyszę! - krzyknęła tak, że odruchowo odsunęłam słuchawkę od ucha. - Jest problem! Nie wiem jak ona w ogóle wpadła na taki głupi pomysł! Przecież to nienormalne! Chore! Po prostu to jakieś wariactwo! - mówiła szybko i niezrozumiale.
Nie rozumiałam o co może chodzić. Zawsze bełkotała, gdy była przestraszona albo bardzo się śpieszyła.
- Skarbie, uspokój się i do rzeczy - poleciłam jej.
Usłyszałam tylko jak przełyka ślinę i przygotowuje się do wypowiedzi mrucząc coś pod nosem.
- Twoja matka leci do Grecji!
_____________________________________________
Ech, no i jakby to tu wyjaśnić...
Jest blog, jest historia, jest momentami śmiesznie, ale wydaje mi się, że na razie nie jestem w stanie prowadzić tego ff... Nie żebym miała jakiegoś życiowego doła, ale nie mam chęci do jego kontynuowania.
Fabuła strasznie mi się podoba i na pewno kiedyś wrócę do tego opowiadania, ale jak na razie tyle jestem w stanie napisać.
A no i przyczyniło się też do tego małe zainteresowanie Honeymoon. Znacznie większą liczbę wyświetleń i obserwatorów miałam na Cripple.
Na razie robię sobie przerwę tak jak 1D, a potem wrócę w wielkim stylu mam nadzieję:)
Do zobaczenia.